Jego wzrok zatrzymał się na ekranie o chwilę za długo. Powoli odchylił się do tyłu, zerknął w stronę drzwi biura za sobą, a potem znowu na mnie. Jego głos stał się niższy.
„Ta kobieta tam była”.
Słowa nie mogły znaleźć swojego miejsca. Unosiły się w powietrzu, pozbawione znaczenia.
„Nie zgubiła się” – kontynuował cicho, jakby ten szczegół był ważniejszy niż cokolwiek innego. „Dokładnie wiedziała, czego chce”.
Podał mi szczegóły, o które nie prosiłem:
Czas jej przybycia.
Jego uśmiech, gdy wręczał jej kluczyki.
Wspomniała o miejscu docelowym mimochodem, jakby nigdy nic.
Każde zdanie wydawało się nie na miejscu, jakby wspomnienia wypływały na powierzchnię wyrwane z kontekstu. Jakby sama rzeczywistość przeszukała niewłaściwy plik i wydobyła coś, co powinno pozostać zakopane.
Stałem tam, wciąż włączając telefon, zdając sobie z makabryczną pewnością, że to nie była pomyłka.
To była wiadomość.
I cokolwiek to znaczy…
Mój smutek właśnie zmienił kształt.
Wyszedłem bez sprzeciwu, bo nie było już nic więcej do powiedzenia.
ciąg dalszy na następnej stronie
