Nie płakałam. Nie krzyczałam.
Byłam zbyt przerażona.
Byłam przekonana, że to oznacza, że zniknę, wysłana w nieznane miejsce, zapomniana przez wszystkich, którzy mnie kochali.
Potem przyszedł mój dziadek.
Miał sześćdziesiąt pięć lat, był już wyczerpany latami ciężkiej pracy, ze sztywnymi plecami i bolącymi kolanami. Widząc pokój pełen kłócących się dorosłych, poszedł prosto na środek salonu i z całej siły uderzył pięścią w stół.
„Idzie ze mną” – powiedział.
„To ostateczna decyzja”.
Od tamtej chwili stał się całym moim wszechświatem.
Przeczytaj więcej na następnej stronie >>
