Przestałam się prawidłowo odżywiać.
Przestałem spać.
Potem zaczęły przychodzić rachunki: za wodę, prąd, podatek od nieruchomości, za wszystko.
Nie wiedziałem co z tym zrobić.
Mój dziadek zapisał mi dom w testamencie, ale jak miałem go utrzymać? Musiałem natychmiast znaleźć pracę, a może spróbować go sprzedać, żeby przeżyć kilka miesięcy, zanim zdecyduję, co dalej.
Następnie, dwa tygodnie po pogrzebie, otrzymałem telefon z nieznanego numeru.
Z głośnika dobiegł kobiecy głos. „Nazywam się pani Reynolds. Pracuję w banku i dzwonię w sprawie pani zmarłego dziadka”.
Bank. Te słowa, których tak nienawidziłam: „nie stać nas na to”, wróciły do mnie, ale z nową, straszną konsekwencją: był zbyt dumny, by prosić o pomoc, a teraz będę odpowiedzialna za kolosalny, niezapłacony dług.
Przeczytaj więcej na następnej stronie >>
